Dziś chciałabym zrecenzować jeden z moich ulubionych tuszy - Oriflame Beauty Maxi Lash, który, jakby nie patrzeć, nie miał być wcale dobry, na forach kobiecych zjechany, jako badziewny bubel i wielkie zero ;)
Zaraz po zakupie rzecz jasna popędziłam do lustra testować i rzeczywiście - tusz był bardzo mokry, sklejał strasznie, plastikowy grzebyk zbierał za dużo rzęs naraz i robiły się sklejone kępki...
Ale od początku.
Opis producenta:
"Tusz na miarę XXI wieku: rewolucyjny 2-funkcyjny aplikator w formie grzebienia i wyjątkowa formuła zapewniają oszałamiające rzęsy w intensywnym kolorze! 16X większa objętość! Wzbogacony naturalnym woskiem pszczelim i pantenolem wzmacniającym rzęsy. 8 ml"
Recenzuję kolor czarny.
Tusz ma bardzo ciekawy grzebyczek (możecie obejrzeć go TUTAJ, pierwszy od lewej), z jednej strony mamy dłuższe, z drugiej krótsze ząbki. Według zaleceń producenta najpierw nakładamy tusz płaską częścią, potem krótkimi i na końcu długimi ząbkami, by rozczesać rzęsy.
Cała magia tego kosmetyku zaczyna się w momencie, kiedy delikatnie podeschnie. Wtedy formuła robi się odpowiednio gęsta i pięknie się nim maluje, bardzo wygodnie.
Plusy tuszu:
* głęboka czerń
* świetnie pogrubia i trochę wydłuża
* dobrze rozczesuje moje wiotkie i cienki rzęsy
* nie zasycha natychmiast - można zrobić poprawki w razie potrzeby
* wydajny
* nie osypuje się ani nie robi pandy
* nie podrażnia oczu
* nie paćka powiek
Minusy:
* nie zauważyłam żadnych :)
Polecam!
Hmm... Ma ciekawą szczoteczkę, od razu wpadła mi w oko :D
OdpowiedzUsuń